Joseph Joestar x Caesar A. Zeppelin
°POGRZEB°
Przygnębiająca aura nie mogła opuścić nikogo, kto obecnie spoglądał na nagrobek osoby, która była dla nich niesamowicie bliska. Była życiowym utrapieniem, fakt. Mimo wszystko Erina ceniła swojego wnuka i jakby nie patrzeć był bardzo pozytywnym, jak i jednoczenie męczącym człowiekiem. Kochała go pomimo jego bardzo lekkomyślnej natury. Nie mogła jednak uwierzyć, że nigdy już go nie zobaczy i nie usłyszy, jego beznadziejnych wymówek czy żartów. Na dodatek dobijała ją myśl, że właśnie umarł w bardzo podobny sposób co jej mąż, a jego dziadek Jonathan Joestar. To wszystko przez tę cholerną maskę! Pochyliła bardziej swoją głowę, gdy modliła się o spokój duszy Josepha. Czy nie powinno być odwrotnie? To wnuczek powinien chować swoją babcię, a nie inaczej, racja?
Lisa Lisa, a dokładniej Elizabeth Joestar stała kilka stóp od swojej teściowej, gdy przyglądała się na grób jej własnego syna. Cierpiała w środku, jednak nie chciała już pokazywać tego łzami, powinna być silna. Pomimo ciągłych strat nie może załamać się do końca, po prostu próbowała przełknąć kolejną śmierć. Zamknęła oczy, by w jakiś sposób uśmierzyć tę świeżą ranę w jej sercu. Każdy obecny na pogrzebie miał podobne uczucia.
(imię) pogłaskała plecy mistrzyni, by dodać jej otuchy i pokazać jej, że nie jest sama. Kobieta nawet nie spojrzała się na swoją przyjaciółkę. Po prostu musiała sobie wytłumaczyć w racjonalny sposób. Tak musiało być i nie było sposobu, by to powstrzymać. Pocieszała ją myśl, że umarł w imię dobra całego świata. Umarł jako bohater tak samo, jak Caesar.
[kolor] włosa jedynie współczującym wyrazem twarzy badała każdą twarz z osobna, które nie ukrywały smutku, a nawet łez. Ona byłą bardzo wdzięczna Josephowi, który uratował ją na jej własnym weselu. Nigdy mu tego nie zapomni i zawsze będzie się za niego modlić, jak i za jego przyjaciela, któremu jest mu tak samo wdzięczna.
Każdy zatracił się w modlitwie i swoich myślach, że nawet sama Erina nie poczuła obecność za swoimi plecami. Cień zaczął zasłaniać staruszkę, gdy kogoś dłonie zakryły jej oczy.
- Zgadnij kto to! - Znajomy i radosny głos sprawił, że staruszka zamarła niedowierzając. Przecież... Znała ten głos jak nikt inny! Każdy powoli poniósł głowę w stronę osoby, która zakłóciła żałobną ciszę.
Wszyscy poszli w ślady Eriny i tez nie drgnęli ani centymetr. Stali w osłupieniu patrząc na mężczyznę w taki sposób, jakby zobaczyli ducha. Nikt nie był w stanie powiedzieć ani słowa.
- Siemka ludzie! - przywitał się nieświadomie, gdy każdy nagle stał się nieźle zmieszany jego nagłym “zmartwychwstaniem”. Inni chcieli przetrzeć oczy, będąc pewnym, że to tylko zwidy. - Wreszcie dotarłem do Nowego Jorku, a nikt mnie nie odebrał! - z wyrzutem zaczął patrzeć się na Speedwagona oraz Smokey’a. - Więc popytałem tu i ówdzie i dowiedziałem się, że jesteście na pogrzebie - gestykulował tak żywo, że nie było co do tego wątpliwości... To Joesph Joestar! Zdrowy i żywy! - Trudno było was znaleźć... Bo trochę mi to zajęło, ale! - zwrócił uwagę na zszokowaną Lise Lisę z uśmiechem na twarzy- Mistrzyni! Już wyzdrowiałaś? Missin też tu jesteś! - przerzucił wzrok na swoją dłoń, na której była rękawica, jednak nie wyglądała na stu procentową prawdziwą. Wyglądała i słychać było, że jest zrobiona z metalu. - Skoro dostałem już tę rękę - Jego palce wyginały się nienaturalnie w przeróżne strony - Musze poprosić Storheima, by coś jeszcze z nią zrobił... No, ale teraz ma jakąś wojnę czy coś - Erina patrzyła na niego wyłupiastymi oczami, gdy odkryła siatkę ze swojej twarzy.
- Ej?! Co ty sobie wyobrażasz! Z szacunkiem gnojku! - jakiś mężczyzna szarpnął jego kołnierzem zdenerwowany, jego wtargnięcie w tak poważną uroczystość, jakim jest pogrzeb. Za nim poszedł jeszcze drugi, grożąc palcem, także zdenerwowany. Wszyscy nie mogli otrząsnąć się z tak ogromnego szoku, więc nawet nie zareagowali, tylko patrzyli się na nich.
- Gnojku?! To było do mnie!? - poirytowany brązowowłosy Joestar zaczął wymachiwać do nich dłonią - Do mnie, żeś to powiedział!? - role się odwróciły, gdy teraz Joseph trzymał kołnierz niższego mężczyzny, gdy drugi próbował powstrzymać niebieskookiego.
- Jojo.. - Messin przerwał, przyglądając się sytuacji.
- To nie może być - czarnoskóry chłopiec pokręcał głową zszokowany - JOJO ŻYJE! ŻYJE! - Zaczął krzyczeć po chwili szczęśliwi, gdy inni powoli zaczęli wracać na ziemię.
- Hm? A czemu miałbym być mar...
- Joseph! Mówiłem, żebyś na mnie zaczekał! - nagle słychać kolejny znajomy głos, a gdy Lisa Lisa zauważyła z daleka te same blond włosy oraz opaskę myślała, że przez te traumy zwariowała i zemdleje, budząc się w szpitalu psychiatrycznym. To było... Takie... Trudno uwierzyć, cholera jasna!
Joseph odwrócił się, patrząc się na Caesar’a, gdy podrapał się po szyi, wiedząc co zaraz, się stanie, za nieposłuchanie go. Mężczyzna, który powinien być według innych martwy, podszedł do syna Lisy Lisy, podpierając się kulami. Nagle zamachnął się, gdy poniósł jednego kija, by móc uderzyć brązowowłosego w głowę. Mężczyzna skulił się, gdy jęknął, szybko trzymając się za głowę.
- C-co? - nagle udało się powiedzieć cokolwiek brązowowłosej kobiecie, gdy (imię) próbowała ją przetrzymać razem ze Suzi Q.
- Czemu wszyscy są tak zdziwieni? - zmarszczył swoje ciemne brwi, gdy pocałował policzek blondyna przepraszająco, jednak ten gest jeszcze bardziej każdego zadziwił. - Co do cholery?! Wy nie wiecie, że Ceasar to mój chłopak?! - inni wydawali się, jakby nie rozumieli, co Joseph w ogóle do nich mówi. Podszedł bez słowa do nagrobka, gdy zobaczył, co na nim jest napisane - Co jest!? Czemu tam jest moje imię i nazwisko?! - zamarł, gdy zrozumiał, że trafił na swój własny pogrzeb!
Blondyn poszedł za śladami swojego chłopaka, gdy poniósł jedną brew do góry, przetwarzając tę całą sytuację. Jednak, gdy szybko złożył wszystko w całość na jego skroni pojawiła się żyłka wpierdolka.
- Joseph? Chyba miałeś ich do jasnej cholery poinformować, że wszystko z nami jest okej! Teraz się dziwisz, że każdy myśli, że dawno jesteśmy martwi!? - wkurzony zielonooki sprawił, że jego druga połówka sama też była zdenerwowana.
- Przecież ja Ciebie prosiłem, byś im wysłał wiadomość!
- Właśnie, że ja prosiłem. TY miałeś to wysłać - mieli zamiar się kłócić, jednak Lisa lisa podeszła do nich, gdy dotknęła ramienia Josepha, jak i Caesara.
- Wy... Ale jak!? - zapytała się, gdy patrzyła się raz na swojego syna, a raz na swojego ucznia, nie rozumiejąc jak to się stało.
- Cóż... - Zeppelin zabrał głos - Udało mi się jakimś cudem uniknąć ogromnej skały z góry, jednak przygniotła mocno moją nogę - pokazał swoją poszkodowaną kończynę całkowicie w gipsie - Marne są szanse, by była w pełni sprawna, ale nie straciłem jej.... I tak... Byłem przykryty przez gróz, nieprzytomny dlatego mogliście uznać, ze zostałem zmiażdżony. Potem udało mi się resztkami sił wyczołgać i wtedy zauważyłem kilku ludzi, którzy mi pomogli. Jak wyzdrowiałem, dowiedziałem się od innych, że Joseph żyje...
- Wtedy do mnie przyszedł! Byłem tak samo zaskoczony, jak ty Lisa Lisa. O dziwo Caesar chciał się mną zająć ~ - niebieskooki puścił perskie oko do blondyna, gdy szturchnął go figlarnie w ramię. Zarumieniony lekko Zeppelin westchnął, gdy spojrzał się na niego, pokazując mu kule groźnie, przez co Joseph wyprostował się, udając, że chciał jedynie grzecznie dodać coś od siebie.
- Tak jak powiedział... Zająłem się nim - zgodził się, gdy brązowowłosa kobieta przytuliła ich, próbując się nie popłakać ze szczęścia, gdy jednocześnie trzepnęła syna w głowę.
- Oi! Co z wami?
- Jak mogłeś zostawić Caesar’a w tyle?
Komentarze
Prześlij komentarz